Dary Anioła
- Co to jest? – zapytał, patrząc na swoich towarzyszy, jakby oni mogli wiedzieć, skąd się wziął intruz.
- Dziewczyna – odparł Jace, który już zdążył odzyskać panowanie nad sobą – Na pewno widziałeś je wcześniej. Twoja siostra też nią jest.
***
- Gdybyś był w połowie tak zabawny, za jakiego się uważasz, mój chłopcze, byłbyś dwa razy bardziej zabawny niż jesteś.
***
- Jace?
- Tak?
- Tak?
- Skąd wiedziałeś, że mam w sobie krew Nocnych Łowców? Po czym poznałeś? (...)
- Zgadywałem – odparł Jace, zamykając za nimi drzwi. – Uznałem, że to najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie.
- Zgadywałeś? Musiałeś być dość pewien, zważywszy na to, że mogłeś mnie zabić.(...)
- Byłem pewny na dziewięćdziesiąt procent.
- Rozumiem.
Ton jej głosu sprawił, że Jace obrócił się i na nią spojrzał. Spoliczkowany, aż się zachwiał. Złapał się za twarz, bardziej z zaskoczenia niż z bólu.
- Za co to było, do diabła?
- Za pozostałe dziesięć procent - powiedziała Clary.
- Zgadywałem – odparł Jace, zamykając za nimi drzwi. – Uznałem, że to najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie.
- Zgadywałeś? Musiałeś być dość pewien, zważywszy na to, że mogłeś mnie zabić.(...)
- Byłem pewny na dziewięćdziesiąt procent.
- Rozumiem.
Ton jej głosu sprawił, że Jace obrócił się i na nią spojrzał. Spoliczkowany, aż się zachwiał. Złapał się za twarz, bardziej z zaskoczenia niż z bólu.
- Za co to było, do diabła?
- Za pozostałe dziesięć procent - powiedziała Clary.
***
- Myślałem, że będzie większy.
Clary spojrzała na kielich, który trzymała w ręce. Był wielkości zwykłego kieliszka do wina, tylko dużo cięższy. Szumiała w nim moc, niczym krew płynąca w żyłach.
- Jest w sam raz stwierdziła z urazą.
- Tak, ale spodziewałem się czegoś, no wiesz... - rzucił protekcjonalnie i nakreślił rękami kształt mniej więcej wielkości kota.
- To Kielich Anioła, a nie Muszla Klozetowa Anioła - odezwała się Isabelle.
Clary spojrzała na kielich, który trzymała w ręce. Był wielkości zwykłego kieliszka do wina, tylko dużo cięższy. Szumiała w nim moc, niczym krew płynąca w żyłach.
- Jest w sam raz stwierdziła z urazą.
- Tak, ale spodziewałem się czegoś, no wiesz... - rzucił protekcjonalnie i nakreślił rękami kształt mniej więcej wielkości kota.
- To Kielich Anioła, a nie Muszla Klozetowa Anioła - odezwała się Isabelle.
***
Na postumencie była wyryta data „1234”, a wokół niej słowa „Nephilim: Facilis Descensus Averni”.
- To ma być Kielich Aniołów? - zapytała Clary.
Jace skinął głową.
- I motto Nefilim, Nocnych Łowców.
- Co ono oznacza?
Zęby Jace'a zabłysły w mroku.
- „Nocni Łowcy, W Czerni Wyglądacie Lepiej Niż Wdowy Naszych Wrogów od 1234”.
- Jace...
To znaczy „Łatwe jest zejście do piekieł”, powiedział Jeremiasz.
- Miłe i radosne - skomentowała Clary, ale mimo upału po jej skórze przebiegł dreszcz.
- To ma być Kielich Aniołów? - zapytała Clary.
Jace skinął głową.
- I motto Nefilim, Nocnych Łowców.
- Co ono oznacza?
Zęby Jace'a zabłysły w mroku.
- „Nocni Łowcy, W Czerni Wyglądacie Lepiej Niż Wdowy Naszych Wrogów od 1234”.
- Jace...
To znaczy „Łatwe jest zejście do piekieł”, powiedział Jeremiasz.
- Miłe i radosne - skomentowała Clary, ale mimo upału po jej skórze przebiegł dreszcz.
***
- Nie traktuj mnie z góry.
- Trudno byłoby mi traktować ciebie z dołu. Jesteś za niska.
- Trudno byłoby mi traktować ciebie z dołu. Jesteś za niska.
***
Obejrzała się i zobaczyła wampira z kolczykiem, który uśmiechał się do niej szeroko.
- Hej, ślicznotko. Co masz w torbie?
- Wodę święconą - odpowiedział za nią Jace.
- Hej, ślicznotko. Co masz w torbie?
- Wodę święconą - odpowiedział za nią Jace.
***
- Poezja twojego przyjaciela jest okropna - stwierdził.
Clary wytrzeszczyła oczy, zaskoczona.
- Co?
- Powiedziałem, że jego poezja jest okropna. Zupełnie, jakby połknął słownik i zaczął wymiotować słowami jak leci.
Clary wytrzeszczyła oczy, zaskoczona.
- Co?
- Powiedziałem, że jego poezja jest okropna. Zupełnie, jakby połknął słownik i zaczął wymiotować słowami jak leci.
***
- Powiedziałeś, że chcesz się przejść. Jaki spacer trwa sześć godzin?!
- Długi?
- Długi?
***
- Simon!
- Nie, ja jestem Jace. Simon to podstępna mała łasica z kiepską fryzurą i dziwacznym pojęciem o modzie.
(...)
- Tyle się dzieje, a ty martwisz się o łasicę?
- Nie nazywaj go tak. Wcale nie wygląda jak łasica.
- Masz rację. Spotkałem w życiu parę atrakcyjnych łasic. On raczej przypomina szczura.
- Nie, ja jestem Jace. Simon to podstępna mała łasica z kiepską fryzurą i dziwacznym pojęciem o modzie.
(...)
- Tyle się dzieje, a ty martwisz się o łasicę?
- Nie nazywaj go tak. Wcale nie wygląda jak łasica.
- Masz rację. Spotkałem w życiu parę atrakcyjnych łasic. On raczej przypomina szczura.
***
- Trzymaj się z daleka od mojej broni. Nie dotykaj żadnej bez mojego pozwolenia.
- Cóż, właśnie pokrzyżowałeś moje plany sprzedania jej na eBayu - rzuciła Clary.
- Sprzedania na czym?
Clary się uśmiechnęła.
- Mitycznym miejscu o wielkiej magicznej mocy.
- Cóż, właśnie pokrzyżowałeś moje plany sprzedania jej na eBayu - rzuciła Clary.
- Sprzedania na czym?
Clary się uśmiechnęła.
- Mitycznym miejscu o wielkiej magicznej mocy.
***
W tym momencie drzwi się otworzyły, a Jocelyn wydała cichy okrzyk.
- Jezu!
- To tylko ja - odezwał się Simon. - Choć już mi mówiono, że podobieństwo jest uderzające.
- Jezu!
- To tylko ja - odezwał się Simon. - Choć już mi mówiono, że podobieństwo jest uderzające.
Zwiadowcy
- Czy też żeby ująć to prościej: oni spodziewają się, że ja będę spodziewał się ich z strony postępowania takiego a takiego, toteż postąpią dokładnie odwrotnie, gdyż nie będą myśleć, że przyjdzie mi to do głowy; ale jako że, mógłbym uważać, iż wiem, jaki jest ich tok myślenia, postąpią jednak na sposób numer jeden, ponieważ spodziewają się, że ja się tego nie spodziewam
***
- Przepaść jest niegroźna - dopóki się w nią nie runie.
***
- Jeden mąż może być zdrajcą. Dwóch może być w zmowie. Trzem mężom ufajcie szlachetni panowie.
***
- Malcolm nie jest wszystkowiedzący - uciął.
Will nie potrafił powstrzymać uśmiechu.
- Za to ty jesteś?
- Jasne, że tak- odparł zwięźle Halt. - Przecież wiadomo.
Will nie potrafił powstrzymać uśmiechu.
- Za to ty jesteś?
- Jasne, że tak- odparł zwięźle Halt. - Przecież wiadomo.
***
- Na Gorloga!- rzucił Halt. Pauline odwróciła się do niego z zaciekawieniem.
- Kim właściwie jest Gorlog, skarbie?
- To północny bóg. Pożyczyłem go od Skandian. Bardzo się przydaje, gdy chce się bluźnić, nikogo nie obrażając.
- Oprócz Skandian?- spytała z uśmiechem. Halt pokręcił głową.
- Nie. Nie mają nic przeciwko temu. Nie przepadają za nim.
- Kim właściwie jest Gorlog, skarbie?
- To północny bóg. Pożyczyłem go od Skandian. Bardzo się przydaje, gdy chce się bluźnić, nikogo nie obrażając.
- Oprócz Skandian?- spytała z uśmiechem. Halt pokręcił głową.
- Nie. Nie mają nic przeciwko temu. Nie przepadają za nim.
***
Will zmarszczył brwi.
- Kiedy byłem twoim uczniem, mówiłeś żebym tak nie robił. Że od tego obluzują się nogi krzesła.
- I miałem rację- odparł Halt, uśmiechając się z zadowoleniem- Ale to twoje krzesło, więc czym mam się przejmować?
- Kiedy byłem twoim uczniem, mówiłeś żebym tak nie robił. Że od tego obluzują się nogi krzesła.
- I miałem rację- odparł Halt, uśmiechając się z zadowoleniem- Ale to twoje krzesło, więc czym mam się przejmować?
***
- Jakoś ciągle nie mogę ochłonąć z wrażenia... Kto
by pomyślał, że jesteś bratem króla Ferrisa - oświadczył Horace, który
dołączył do nich poprzedniego wieczoru.
Uczynił tę uwagę nie po raz pierwszy. Odkąd on i dwaj zwiadowcy rankiem opuścili Redmont, kierując się ku wybrzeżu, wciąż o tym wspominał, zawsze usilnie kręcąc przy tym głową. Najczęściej - jak zauważył Will - zdarzało się to podczas przerw w rozmowie.
-Mam dziwne wrażenie, że już o tym wspominałeś - rzekł Halt. W jego głosie pobrzmiewała ostrzegawcza nuta, którą Will rozpoznał od razu. Jednak Horace jakby się wcale nie zorientował i brnął dalej:
- No, bo tak. Trochę mnie zaskoczyło, że... Czy ja wiem? Że w twoich żyłach płynie królewska krew.
Groźne spojrzenie oczu Halta skupiło się na wysokim rycerzu.
- Och, doprawdy? - zapytał. - Zapewne jestem nie dość wytworny w obejściu, czy tak? Zbyt nieokrzesany i pospolity?
Will odwrócił się, żeby skryć uśmiech. Horace przejawił prawdziwy talent pod tym względem, potrafił swymi z pozoru niewinnymi pytaniami doprowadzić Halta do szwedzkiej pasji.
- Ależ nie, skąd znowu, nic podobnego - zmitygował się Horace, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że uraził zwiadowcę, nie bardzo wiedząc, jak do tego doszło. - To raczej kwestia... - urwał, nie bardzo wiedząc, jaką właściwie kwestię chciałby poruszyć.
- Fryzury? - podpowiedział Will.
Mroczne spojrzenie Halta spoczęło teraz na nim:
- Fryzury - to nie było pytanie, a raczej stwierdzenie.
Will skinął głową.
- Otóż to. Wydawałoby się, że osoby królewskiego rodu cechuje pewna wytworność. To dotyczy sposobu życia, ogłady i... fryzury.
- Nie podoba Ci się moja fryzura? - spytał Halt.
Will rozpostarł ramiona.
- Ależ przeciwnie, jestem nią zachwycony! Chciałem tylko powiedzieć, że jak na królewskiego brata, jest nieco zbyt... niespokojna. Z pewnością nie można powiedzieć by była...
Uczynił tę uwagę nie po raz pierwszy. Odkąd on i dwaj zwiadowcy rankiem opuścili Redmont, kierując się ku wybrzeżu, wciąż o tym wspominał, zawsze usilnie kręcąc przy tym głową. Najczęściej - jak zauważył Will - zdarzało się to podczas przerw w rozmowie.
-Mam dziwne wrażenie, że już o tym wspominałeś - rzekł Halt. W jego głosie pobrzmiewała ostrzegawcza nuta, którą Will rozpoznał od razu. Jednak Horace jakby się wcale nie zorientował i brnął dalej:
- No, bo tak. Trochę mnie zaskoczyło, że... Czy ja wiem? Że w twoich żyłach płynie królewska krew.
Groźne spojrzenie oczu Halta skupiło się na wysokim rycerzu.
- Och, doprawdy? - zapytał. - Zapewne jestem nie dość wytworny w obejściu, czy tak? Zbyt nieokrzesany i pospolity?
Will odwrócił się, żeby skryć uśmiech. Horace przejawił prawdziwy talent pod tym względem, potrafił swymi z pozoru niewinnymi pytaniami doprowadzić Halta do szwedzkiej pasji.
- Ależ nie, skąd znowu, nic podobnego - zmitygował się Horace, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że uraził zwiadowcę, nie bardzo wiedząc, jak do tego doszło. - To raczej kwestia... - urwał, nie bardzo wiedząc, jaką właściwie kwestię chciałby poruszyć.
- Fryzury? - podpowiedział Will.
Mroczne spojrzenie Halta spoczęło teraz na nim:
- Fryzury - to nie było pytanie, a raczej stwierdzenie.
Will skinął głową.
- Otóż to. Wydawałoby się, że osoby królewskiego rodu cechuje pewna wytworność. To dotyczy sposobu życia, ogłady i... fryzury.
- Nie podoba Ci się moja fryzura? - spytał Halt.
Will rozpostarł ramiona.
- Ależ przeciwnie, jestem nią zachwycony! Chciałem tylko powiedzieć, że jak na królewskiego brata, jest nieco zbyt... niespokojna. Z pewnością nie można powiedzieć by była...
***
- Nie ma mowy - uciął. - Nie pozwolę, by zbrojny oddział Skandian maszerował przez
Arydię.
- Ale ich jest tylko trzydziestu - rzekł niewinnym tonem Svengal.
Arydię.
- Ale ich jest tylko trzydziestu - rzekł niewinnym tonem Svengal.
***
Drużyna
- Cóż to za drużyna! - zaczął oberjarl. -
Złodziej, przewrażliwiony na swoim punkcie pierwszy oficer, niemal ślepy
niedźwiedź, błazen, bliźniaki, których nikt nie potrafi odróżnić, mól
książkowy i skirl, który nie wie, nawet jak powinien wyglądać porządny
żagiel – Powiódł po nich wzrokiem z uśmiechem, po czym dodał: - Trudno
wyobrazić sobie lepszy skład.
***
- Miej na niego oko – powiedział Erak. - Jak tylko zacznie coś kombinować, daj mi znać.
- Załatwione – odparł Svengal i rozciągnął wargi w uśmiechu. - Chcesz, żebym się przebrał do tej roboty?
Erak zmarszczył brwi.
- Żebyś się przebrał? Ale za kogo?
- Za ciocię Winfredię. Żaden się nie zorientuje. [...]
- Wynoś się.
- Tak jest wodzu. A jeśli spotkasz w mieście starą utykającą kobietę, bądź dla niej uprzejmy. Zapewne będę to ja.
- Jeszcze tu jesteś? - zapytał Erak, lecz tym razem nie uzyskał odpowiedzi.
- Załatwione – odparł Svengal i rozciągnął wargi w uśmiechu. - Chcesz, żebym się przebrał do tej roboty?
Erak zmarszczył brwi.
- Żebyś się przebrał? Ale za kogo?
- Za ciocię Winfredię. Żaden się nie zorientuje. [...]
- Wynoś się.
- Tak jest wodzu. A jeśli spotkasz w mieście starą utykającą kobietę, bądź dla niej uprzejmy. Zapewne będę to ja.
- Jeszcze tu jesteś? - zapytał Erak, lecz tym razem nie uzyskał odpowiedzi.
***
- Co o tym sądzisz Svengalu? [...]
- Jeśli to jest zwykły kupiec, to ja jestem ciocia Winfredia – odparł.
Erak uniósł brwi.
- Masz ciocię o imieniu Winfredia?
Svengal machnął ręką.
- To tylko takie wyrażenie, wodzu. Ten człowiek jest piratem, dałbym sobie za to głowę uciąć.
- Jeśli to jest zwykły kupiec, to ja jestem ciocia Winfredia – odparł.
Erak uniósł brwi.
- Masz ciocię o imieniu Winfredia?
Svengal machnął ręką.
- To tylko takie wyrażenie, wodzu. Ten człowiek jest piratem, dałbym sobie za to głowę uciąć.
***
- Popatrz tylko – powiedział Erak. -
Doskonale rozdzielili prace. Już zaczęli budowę. Tamci nadal kręcą się w
kółko, zastanawiając się nad obsługą młotka.
***
Jęknął, kiedy pod wpływem ruchu ból przeniknął stłuczone mięśnie i kości.
Ingvar od razu znalazł się przy nim.
-Wszystko w porządku, Halu?- zapytał.
Hal rzucił mu wściekle spojrzenie.
-Jasne. Te dziwne dźwięki to objaw rozkoszy, wywołanej przedśmiertnymi drgawkami, które tak cudownie szarpią mym ciałem.
Ingvar od razu znalazł się przy nim.
-Wszystko w porządku, Halu?- zapytał.
Hal rzucił mu wściekle spojrzenie.
-Jasne. Te dziwne dźwięki to objaw rozkoszy, wywołanej przedśmiertnymi drgawkami, które tak cudownie szarpią mym ciałem.
***
Demokracja to świetny system", pomyślał. ,,Ale czasem trzeba korzystać z przywilejów władzy.
***
- A nie masz ochoty połowić ryb? - zaproponował, po czym dodał pospiesznie: - Z molo. Nie potrzebujesz do tego okrętu.
Bjarni popatrzył na niego ze zdziwieniem.
- Ja nie lubię ryb. Jak byłem mały, mama ciągle kazała mi jeść ryby i teraz ich nie lubię.
- Nie musisz ich jeść - odparł Anders. - Możesz je łowić i wrzucać z powrotem do wody.
- Ale jaki to ma sens? Dlaczego miałbym je wyrzucać, skoro je złowiłem?
- Dlatego - odparł Anders groźnie - że nie lubisz ich jeść.
- No to nie rozumiem, po co w ogóle miałbym je łowić - zauważył Bjarni.
Bjarni popatrzył na niego ze zdziwieniem.
- Ja nie lubię ryb. Jak byłem mały, mama ciągle kazała mi jeść ryby i teraz ich nie lubię.
- Nie musisz ich jeść - odparł Anders. - Możesz je łowić i wrzucać z powrotem do wody.
- Ale jaki to ma sens? Dlaczego miałbym je wyrzucać, skoro je złowiłem?
- Dlatego - odparł Anders groźnie - że nie lubisz ich jeść.
- No to nie rozumiem, po co w ogóle miałbym je łowić - zauważył Bjarni.
***
- Co on tu robi? - zdziwił się Bjarni.
Anders prychnął, otarł nos wierzchem dłoni i odparł:
- Odbywa poranną przechadzkę dla zdrowia. - Na widok zdumionej miny Bjarniego, dodał: - Znaczy, spaceruje. Spaceruje tutaj niemal każdego dnia. Twierdzi, że ruch pomaga mu utrzymać szczupłą sylwetkę.
Hal uniósł jedną brew.
- Jak można utrzymać coś, czego nigdy nie było?
Erak wyglądał jak prawdziwy niedźwiedź.
Anders prychnął, otarł nos wierzchem dłoni i odparł:
- Odbywa poranną przechadzkę dla zdrowia. - Na widok zdumionej miny Bjarniego, dodał: - Znaczy, spaceruje. Spaceruje tutaj niemal każdego dnia. Twierdzi, że ruch pomaga mu utrzymać szczupłą sylwetkę.
Hal uniósł jedną brew.
- Jak można utrzymać coś, czego nigdy nie było?
Erak wyglądał jak prawdziwy niedźwiedź.
[...]
- Co on ma w ręku? - spytał Bjarni.
- To jego nowa laska - wyjaśnił Anders. - Tylko bez skojarzeń proszę.
- Ale po co mu ona? - spytał Hal. Uważał, że każda rzecz powinna mieć praktyczne zastosowanie.
Anders wzruszył ramionami.
- Twierdzi, że dodaje mu dystynkcji.
Brwi Hala podjechały do góry. Podobnie jak "szczupły", określenie "dystyngowany" również nie należało do tych, które kojarzyły się z postacią oberjarla.
- Co on ma w ręku? - spytał Bjarni.
- To jego nowa laska - wyjaśnił Anders. - Tylko bez skojarzeń proszę.
- Ale po co mu ona? - spytał Hal. Uważał, że każda rzecz powinna mieć praktyczne zastosowanie.
Anders wzruszył ramionami.
- Twierdzi, że dodaje mu dystynkcji.
Brwi Hala podjechały do góry. Podobnie jak "szczupły", określenie "dystyngowany" również nie należało do tych, które kojarzyły się z postacią oberjarla.
Rywalki
- Jaka jest twoja rodzina?
- Co masz na myśli?
- Tak po prostu, twoja rodzina musi się bardzo różnić od mojej.
- Faktycznie - roześmiałam się. - No cóż, na przykład u mnie w domu nie nosi się korony przy śniadaniu.
- Jak rozumiem, w domu Singerów to zwyczaj zarezerwowany do obiadu?
- Oczywiście.
- Co masz na myśli?
- Tak po prostu, twoja rodzina musi się bardzo różnić od mojej.
- Faktycznie - roześmiałam się. - No cóż, na przykład u mnie w domu nie nosi się korony przy śniadaniu.
- Jak rozumiem, w domu Singerów to zwyczaj zarezerwowany do obiadu?
- Oczywiście.
***
Czasami, aby coś ukryć, najlepiej robić to na oczach wszystkich.
***
Jeśli twoje życie naprawdę stanęło na
głowie, to znaczy, że ona musi gdzieś tu być. Prawdziwa miłość zwykle
jest okropnie niewygodna.
***
- Drogie dziewczęta, historia to nie jest coś, czego macie się uczyć. To coś, co powinnyście po prostu wiedzieć.
***
Wiem, że jest ciężko, ale tak właśnie wygląda życie.
Trylogia czasu
Co było gorsze? Zwariować czy naprawdę
podróżować w czasie? Chyba to drugie, pomyślałam. Na to pierwsze pewnie
można brać jakieś tabletki.
***
- To było strasznie lekkomyślne i
ogromnie... niebezpieczne, i... Przełknął ślinę i wlepił we mnie wzrok. -
I, do wszystkich diabłów, dość odważne.
***
- Okej. To ja sobie teraz zemdleję.
***
- Zdejmij bluzkę i podwiń rękaw - rzucił doktor White.
Pan George postanowił przyjąć rolę tłumacza.
- Bądź tak miła, zdejmij bluzkę i podwiń rękaw.
Pan George postanowił przyjąć rolę tłumacza.
- Bądź tak miła, zdejmij bluzkę i podwiń rękaw.
***
- Reszta mnie nie widzi - powiedział mały duch.
- Wiem. Mam na imię Gwendolyn, a ty?
- Dla ciebie wciąż jeszcze doktor White.
- Mam na imię Robert.
- To bardzo ładne imię - zauważyłam.
- Dziękuję uprzejmie - powiedział doktor White. - Za to ty masz bardzo ładne żyły.
- Wiem. Mam na imię Gwendolyn, a ty?
- Dla ciebie wciąż jeszcze doktor White.
- Mam na imię Robert.
- To bardzo ładne imię - zauważyłam.
- Dziękuję uprzejmie - powiedział doktor White. - Za to ty masz bardzo ładne żyły.
***
- A co jeśli zaraz przeskoczymy w
czasie? Nie chciałabym wylądować na kolanach... hmmm... księdza który
spowiada dziecko idące do pierwszej komunii. Nie byliby zachwyceni.
***
Nie bójcie się, opętani ezoteryczną manią pseudonaukowcy i fanatyczni wielbiciele tajemnic nie gryzą.
***
- Tak to jest Gwendolyn - potwierdził
Paul. - A ten typ, który jej się czepia, jakby była jego ulubionym
pluszakiem, to mój stryjeczny bratanek... czy jak to tam zwał.
***
- Czy w tym domu można mieć spokój przynajmniej w klozecie? - odkrzyknęła mama.
- Nie - odparła Caroline.
- Nie - odparła Caroline.
***
Trwało to tylko dwie sekundy, ale
wystarczyło, żebym wywaliła sobie pure z sosem z talerza na mundurek.
Sztućce z brzękiem upadły na podłogę, talerz udało mi się jeszcze
przytrzymać.
- To i tak smakuje, jakby już raz było zbierane z podłogi - powiedziała moja przyjaciółka Leslie, podczas, gdy ja usiłowałam uprzątnąć ten bałagan. oczywiście wszyscy się na mnie gapili. - Jeśli chcesz, możesz sobie wysmarować bluzkę także moja porcją.
- To i tak smakuje, jakby już raz było zbierane z podłogi - powiedziała moja przyjaciółka Leslie, podczas, gdy ja usiłowałam uprzątnąć ten bałagan. oczywiście wszyscy się na mnie gapili. - Jeśli chcesz, możesz sobie wysmarować bluzkę także moja porcją.
***
- Będziesz zachwycona, kiedy zobaczysz,
co ci uszyłam. Giordano prawie się rozpłakał, gdy pokazałam mu twoje
suknie, takie są piękne.
- Wierzę pani - powiedziałam.
Giordano na pewno płakał z tego powodu, że sam nie może włożyć tych sukien.
- Wierzę pani - powiedziałam.
Giordano na pewno płakał z tego powodu, że sam nie może włożyć tych sukien.
***
- Wsypaliście coś ciotce do herbaty? - spytałam szeptem Caroline.
- Wcześniej ktoś zadzwonił i od tego czasu ciotka Glenda i Charlotta są bardzo zadowolone odszepnęła Caroline. - Jak nigdy.
- Wcześniej ktoś zadzwonił i od tego czasu ciotka Glenda i Charlotta są bardzo zadowolone odszepnęła Caroline. - Jak nigdy.
***
Oprócz, jak oceniałam, jakichś pięciu
kilogramów spinek do włosów, które utrzymywały w całości górę loków na
mojej głowie, były jeszcze inne, które służyły tylko do ozdoby,
zaopatrzone w takie same różyczki, jakie otaczały dekolt sukni. Milusio.
***
- Ale dżentelmen nie rozmawia o takich sprawach.
- Zgodziłabym się na taką wymówkę, gdybyś był dżentelmenem.
***
- Och, Boże, nie patrz tak na mnie.- Jak znowu?
- Tak jakbyś nie mogła się poruszyć.
- Ale tak właśnie jest - odrzekłam poważnie. - Jestem budyniem. Przerobiłeś mnie na budyń.
***
- Ty masz matkę?
- A co myślałaś? Że jestem androidem zmontowanym przez wuja Falka i pana George'a
- A co myślałaś? Że jestem androidem zmontowanym przez wuja Falka i pana George'a
***
- Powiedz mi, czy ty mnie właśnie
całujesz?
- Nie, tylko prawie - mruknął Gideon z ustami tuż przy mojej
skórze. - Nie chciałbym w żadnym wypadku wykorzystywać tego, że jesteś
pijana i chwilowo uważasz mnie za boga. Ale w pewnym sensie jest to dla
mnie trudne.
***
Dziewczyny są naprawdę najbardziej
męczącym rodzajem ludzi, jaki istnieje. Zaraz po emerytowanych
urzędnikach skarbowych, sprzedawczyniach w sklepie z pończochami i
przewodniczących związków ogródków działkowych.
***
'Na zawsze' składa się z wielu 'teraz'
***
- W pokoju zapanowała martwa cisza -
szepnął Xemerius z żyrandola. - Wzrok wszystkich spoczywał na
dziewczynie w bluzce w kolorze żółtych sików...
***
Obaj wyczekiwani z utęsknieniem książęta
z bajki tego ranka pozostawili swe konie w stajni i przyjechali metrem -
zadeklarował uroczystym tonem Xemerius.- Na ich widok księżniczkom
zalśniły oczy i gdy spotkał się ze sobą zmasowany ładunek młodzieńczych
hormonów w postaci zakłopotanych całusków na powitanie i kretyńskich
uśmiechów, mądry i niezrównanie piękny demon musiał niestety zwymiotować
do kosza na śmieci.
***
- Cześć, Gollum.
Uśmiech Gideona się
pogłębił.
- Nawet cienie na ścianach umilkły, gdy tych dwoje spojrzało
na siebie tak, jakby właśnie usiedli na pierdzących poduszkach -
powiedział Xemerius i sfrunął za nami z żyrandola. - Zabrzmiała
romantyczna muzyka skrzypiec, a potem wymknęli się ramię w ramię z
pokoju, dziewczyna w bluzce w kolorze żółtych sików i chłopak, który
koniecznie powinien pójść do fryzjera.
***
... W rzeczywistości serca są zrobione z
całkiem innego materiału. Chodzi o materiał bardziej znacznie bardziej
plastyczny i nietłukący, który zawsze odzyskuje swój pierwotny kształt.
Wykonany wegług tajnej receptury. Marcepan!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz